czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 9- Czas mija ...

Minęło trochę czasu. Przygotowanie do wojny nadal trwały. Mój syn stał się małym ,chętnym do zabaw lwiątkiem. Jego przyjaciółka Zawadi również stała się rozbrykaną lwiczką.
*---*
Dzisiejszego ranka wstałam wcześnie. Mimo wszystko nie poszłam się ,ani napić ,ani zjeść. Czułam się bardzo dziwnie. Bolał mnie strasznie brzuch. Mimo wszystko zaciskałam zęby. Nie chciałam nikogo martwić. Po prostu leżałam zwijając się w kłębek. Nie mogłam obudzić syna ,bo w końcu leżał w moich łapach. Zamknęłam znów oczy i starałam się usiąść. Usłyszałam czyjeś kroki. To był Furaha ,właśnie szedł na poranny patrol. Liznął mnie po pysku okazując uczucie po czym trącił mojego syna nosem. Otworzyłam oczy ,a on zobaczył mój zmęczony wyraz twarzy.
Furaha: Co się stało?
-Nie wiem ... od rana boli mnie brzuch.
Furaha: O nie ... przecież Roho poszła do rośliny do mikstur.
-Wiem.
Furaha: Ja idę poszukać Roho. Klara zostaniesz z Mengine?
Klara: Oczywiście.
Mój mąż pędem wyszedł z jaskini. Wiedziałam ,że bardzo zależy mu na moim zdrowiu i bezpieczeństwu. Usłyszałam ziew. To był mój syn ,obudził się.
Urafiki: Cześć mamo.
-Cześć synku...
Urafiki: Gdzie tato?
-Eem ... tato ...poszedł na poranny patrol -nie chciałam martwić syna.
Urafiki: Jest coś do jedzenia?
-Lwice poszły na polowanie. Niedługo wrócą.
Urafiki: No dobrze. A gdzie jest Zawadi?
Klara: Jeszcze śpi.
Urafiki: Acha ... -westchnął zrezygnowany.
Mój synek odwrócił się ,a ja poczułam silny skurcz i mokrą plamę koło mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam kałużę krwi.
Przerażona ryknęłam.
Klara: Co się stało?
Wskazałam na plamę ,a moja przyjaciółka wybiegła jak oparzona. Zostawiła mnie. Mój syn nic nie widział ... był zajęty budzeniem swej przyjaciółki. Po chwili do jaskini wbiegł Furaha wraz z Klarą ...a jednak mnie nie zostawili. Mój mąż patrzył przerażony ,a ja ciężko oddychałam ... nie miałam pewności czy to nie jest mój ostatni dzień ...

Urafiki i Zawadi.
No i to koniec kolejnej notki ;*
Mam nadzieję ,że się spodobała i ............
DO ZOBACZONKA :D


poniedziałek, 22 lutego 2016

Nowe blogi :D

Tak więc mam 2 nowe blogi :
http://stadozjednoczenia.blogspot.com/ -blog stadny dołączajcie :D
http://stadopolnocy-historialil.blogspot.com/
Na oba blogi bardzo serdecznie Was zapraszam :D
Notka na tym blogu pojawi się w czwartek lub wcześniej.
Do zobaczonka :D
Nalusia

sobota, 20 lutego 2016

Wyniki losowania!

Miejsce pierwsze : numer 2 - Kokietek Magiczna!
Miejsce drugie : numer 6 - simka lara!
Miejsce trzecie : numer 15 - Katarzyna Pela!
Rysunki będą pewnie pod następnym rozdziałem ,a teraz dyplomy.





poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 8 - Pora wziąć się w garść ...

Obudziłam się rano. Dzisiaj miały zacząć się treningi Lwiej Armii. Chciałam jeszcze spróbować powstrzymać Wimbo ...chociażby dla Klary ,lub dla mojego męża. Jednak nie wydawało mi się to takie proste. On był uparty jak osioł! Mimo wszystko stanęłam obok niego i trąciłam łapą.
-Hej ,Wimbo wstawaj ... -mówiłam szeptem ,aby nikogo nie obudzić.
Lew popatrzył na mnie jeszcze śpiącymi ślepiami ,przeciągnął się i usiadł.
Wimbo: O co chodzi?
-Ciszej ,bo jeszcze ktoś usłyszy ...musimy porozmawiać ...
Odeszliśmy kawałek ,kawałek oznaczał do wodopoju. Rześki wiaterek targał jego grzywę i moją sierść. Aż w końcu zatrzymaliśmy się.
Wimbo: O czym chciałaś porozmawiać?
- Mam do Ciebie pewną prośbę...
Wimbo: Jaką prośbę?
-A więc ...powiem prosto z mostu ... Nie idź na wojnę!
Wimbo: Ale Mengine ... ja czuję taką potrzebę! Nie mogę patrzyć jak inni giną ,a ja nic nie robię w tym kierunku ,aby się tak nie działo!
-Ale Furaha Cię potrzebuje! ...I Klara ,a przede wszystkim twoja córka! -próbowałam mu przemówić do rozsądku.
Wimbo: Wybacz ,ale musicie wszyscy to zrozumieć! -i mój przyjaciel odszedł ignorując mnie.
-Ech ...nic nie idzie po mojej myśli.-powiedziałam do siebie.
Narrator:
W tym samym czasie na pewnej ziemi ,a dokładniej na Skale Wiatru. Pewna lwica i lew kłócili się ...
Lwica: Wkurza mnie to całe Stado Pokoju! -mówiła z kpiną w głosie.
Lew: Mnie też ,ale spokojnie Maumivu już nie długo pozbędziemy się ich i za władamy tamtejszą ziemią.
Maumivu: Wiem Kifo ...
Kifo: Jednak na razie musimy być ostrożni w końcu nic nie może się przytrafić naszemu maleństwu.
Maumivu: Kiedy tylko nasz lwiak się urodzi rozpoczniemy wojnę! 
Kifo: Spokojnie kochanie ...Zrobimy to znienacka!

Mengine:
Kiedy doszłam na Skałę Pokoju przywitał mnie mąż. Podszedł do mnie i jeszcze przeżuwając mięso zapytał:
Furaha: Kochanie ...wiesz ,że Cię przegapiło polowanie?
-Ach ...tak wiem.
Furaha: A gdzie byłaś?
- Eeee ...byłam przy wodopoju ...strasznie mnie suszyło.
Furaha: No dobrze ... To teraz pewnie Cie skręca z głodu.
-Tak. -odpowiedziałam szybko i  wzięłam kilka kęsów do pyska. Świeża zebra rozpływała się w moich ustach ,a głód który znosiłam od rana został wyeliminowany.
-Kiedy zacznie się trening zgłoszonych do walki?
Furaha: Wszyscy mają się zebrać za godzinę przy baobabie Roho.
Bo w końcu Roho miała uczyć walki i ustalać taktykę. Wszyscy wiedzieli ,że szamani są w tym najlepsi ,no oczywiście oprócz władców ,ale oni nie mieli na to zazwyczaj czasu. Jedynie pierwsze przygotowania do wojny będą w asyście króla.
*---*
Narrator:
Po godzinie wszyscy zebrali się w ustalonym miejscu.
Furaha: Wszyscy wiemy dlaczego się tutaj zebraliśmy. Nasza ojczyzna jest zagrożona i trzeba ją chronić ...poświęcając nawet życie! -rzekł patrząc ze smutkiem na swojego "brata" ,bo tak nazywał Wimbo. -Od dzisiaj będziecie ćwiczyć najróżniejsze techniki. Każdy z was musi w sobie odkryć tą dominującą cechę np. siłę. Co tu dużo mówić ... do roboty.
Roho: Dobierzcie się w pary. 
Kiedy wszystkie lwy miały już swoich "partnerów" do walki niebieska lwica kontynuowała:
Roho: Teraz jeden z waszej dwójki musi zacząć atakować ,a drugi robić uniki.
Ćwiczeń ogółem było dużo ,a pod koniec treningu lwy były bardzo zmęczone. Furaha więc wtedy postanowił jeszcze raz porozmawiać z Wimbo.
Furaha: Od jutra będziecie codziennie się tutaj zjawiać o świcie ...Wimbo ...chcę porozmawiać.
Wimbo: Znowu o tym ... wybacz bracie ,ale zdania nie zmienię.
Mengine:
Właśnie dostrzegłam lwy wracające na Skałę Pokoju ,a tuż za nimi Furahe. Zbiegłam więc zostawiając synka w łapach Klary.
-Cześć!
Furaha: Cześć ...-odpowiedział mi gburowatym głosem.
- Co się stało?
Furaha: Ja już nie wiem jak przemówić mu do rozsądku!
-Może po prostu lepiej dać sobie spokój ...niech sam to przemyśli ...
Furaha: Łatwo powiedzieć ,ale spróbuję.
No i to koniec kolejnej noci :*
Mam nadzieję ,że się spodobała :D
Jest trochę chaotyczna ,ale wydaje mi się ,że i ciekawa.
Do zobaczonka 
Nalusia
PS. Jeżeli mój blog się Wam podoba zapraszam do klikania niebieskiego przycisku : Dołącz się do tej witryny. :D




niedziela, 14 lutego 2016

Zamówienie #2

Tak więc dzisiaj realizuję zamówienie Super Hero. Jednak tutaj zamiast o pierwszym spotkaniu napiszę o ... ,a zresztą przeczytajcie :D Bo w końcu było napisane itp. więc myślę ,że się nie obrazisz ;)
*---*
Lwica siedziała zapłakana pod pewnym baobabem. Właśnie straciła kogoś bardzo ważnego. Kogo? Wimbo! Tak to była Klara. Jej przyjaciel nie odzywał się do niej już przez kilka dni. Złotej lwicy było z tego powodu bardzo przykro. Bo był on dla niej kimś więcej. Tak ,to właśnie przy nim odczuwała motylki w brzuchu. Po prostu go kochała! Ale teraz nic już nie mogła zrobić ... była po prostu zapłakaną nastoletnią lwicą. Kiedy tak zaszyła się w sobie było jej lepiej ... wyżywała się tylko na konarze drzewa drapiąc je pazurami ,co jej bardzo pomagało. Jednak kiedy już miała wyłamać gałąź usłyszała czyjś krzyk.
-Klara!
Klara: Wimbo! Zejdź mi z oczu!
Wimbo: Klara ...proszę daj mi coś powiedzieć. -rzekł spokojnym głosem.
Klara: Czego chcesz!
Wimbo: Wiem ...że ostatnimi czasy Cię unikałem.
Klara: Mhm ...
Wimbo: Ale nie wiedziałem jak Ci coś powiedzieć...
Klara: Co?
Wimbo: Bo ja Klara ... od jakiegoś czasu ...szaleję za tobą! I chciałem zapytać czy nie chciałabyś zostać moją żoną?
Klara: Długo mi kazałeś czekać ... Tak!
Lwy przytuliły się. Nareszcie Klara była szczęśliwa i miała to na co tak długo czekała.
Wimbo: Pomyśleć ,że w tym miejscu spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Klara: Doskonale to pamiętam ... Wrzuciłeś mnie wtedy do wody! -lwica zaśmiała się.
Wimbo: Strasznie mnie korciło -lew również zaczął się śmiać.
Klara: Wiesz co wtedy o Tobie myślałam?
Wimbo: Nie ,nie wiem.
Klara: Że jesteś gburowatym i rozpieszczonym dzieciakiem! -rzekła i wrzuciła ukochanego do wody.
Wimbo:  Ach tak! -lew wynurzył pysk i porwał Klarę do wodopoju.
Roześmiana i zakochana w sobie para zaczęła się ochlapywać. Razem czuli się wspaniale. I wiedzieli ,że od zawsze byli sobie przeznaczeni.
*---*
No i to koniec kolejnego zamówienia. Mam nadzieję ,że się spodobało. Zrobiłam trochę wzmianki o pierwszym spotkaniu wedle życzenia.
Przy okazji zapraszam na rozdział 2:
http://krollewczaskovu.blogspot.com/
Do zobaczonka
Nalusia :D 

sobota, 13 lutego 2016

Losowanie

Tak więc postanowiłam zrobić walentynkowe losowanie :D Piszcie numerki od 1-15 do 20 lutego.
Zasady:
-Przed napisaniem numerka w komentarzu proszę upewnić się czy ktoś już go nie użył.
-Anonimy mogą brać udział tylko niech wymyślą sobie jakiś podpis.
-Można wybrać tylko jeden numer.
-Wpiszcie imię swojej ulubionej postaci z bloga ,bo nagroda się z tym wiąże.
Nagrody:
-Miejsce 1: rysunek ulubionej postaci z bloga,banner zrobiony przeze mnie i Kokietek Magiczną (jeżeli się chce) i dyplom.
-Miejsce 2: rysunek ulubionej postaci z bloga i dyplom.
-Miejsce 3: dyplom.
No i to na tyle ;D Piszcie numerki.
Do zobaczonka
Nalusia

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 7 - Rada starszych

Szliśmy w stronę jaskini. Jutro miała się odbyć rada starszych. Byłam z tego powodu trochę zestresowana ,bo w końcu pojawiło się niebezpieczeństwo ...którego wcale nie potrzebowaliśmy. Problem trzeba było jednak jak najszybciej rozwiązać ... Martwiłam się o mojego synka ,a także o stado. W końcu ,gdy zjawiliśmy się na naszej Skale Pokoju położyłam się wpatrując w zmartwionego Furahę.
-Furaha... Boję się. -okazywałam niepewność partnerowi ,oczywiście szeptem ,bo inaczej obudziłabym innych.
Furaha: Ja też Mengine ...ja też ,ale być może nasze podejrzenia są omylne. -rzekł ,a ja wtuliłam się w jego grzywę.
-Dobranoc...
Furaha: Dobranoc.
*---*
Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Brzuch bolał mnie niemiłosiernie ,co było pewnie przyczyną stresu. Całe stado rzuciło się na upolowane wczoraj antylopy gnu ,tylko nie ja. Trzymałam w łapach mojego synka ,a on uśmiechał się do mnie. Nagle jednak w jaskini rozlekł się ryk mojego męża. Wiedziałam co to oznacza.
Furaha: Wszyscy ... za 15 minut przy baobabie Roho.
Przełknęłam głośno ślinę po czym wzięłam syna w pysk i poszłam za mężem. Szliśmy ,przez dosyć krótki czas ,a kiedy w końcu doszliśmy oddałam Urafikiego w łapy Roho ,która miała się nim zająć. Kiedy wszyscy się już zgromadzili usiadłam obok Furahy ,a on zaczął:
Furaha: Jak już wiemy naszemu stadu grozi niebezpieczeństwo. Mengine widziała jakieś czarne lwy. Po ich zachowaniu nie można przyjąć ,że nie mają do nas złych zamiarów. Oczywiście ,możemy się mylić ,ale proszę wszystkich o zachowanie ostrożności.
Lew: Czy będzie potrzebna jakaś obrona przeciwko nim jakaś ochrona?
Furaha: Ja i Wimbo wszystko już przygotowaliśmy. Potrzebujemy tylko chętnych wojowników ,którzy byliby w stanie poświęcić nawet życie za naszą Ojczyznę ... A tworzyć oni będą Lwią Armie!- rzekł dobitnie cisnąc łapą o skałę. - Czy ktoś się zgłasza?!
Z szeregu wystąpiło kilka lwów i lwic. Było ich chyba z dziesięciu ,a w nich także Wimbo.
Furaha: Bardzo szanuję obywatelów którzy zgłosili się do walki. Od jutro będą oni trenować walkę. -mówił to rozglądając się i doglądając członków stada- Na dzisiaj Rada Starszych została zakończona.
*---*
Kiedy już wszyscy rozeszli się mój mąż krzyknął:
Furaha: Wimbo! Poczekaj!
Zbiegł do niego i zaczął mówić pospiesznie.
Furaha: Wiem ,że chcesz walczyć ,ale ty nie możesz! Ja Cię potrzebuję!
Wimbo: Wybacz ,królu ,ale chcę ... za naszą ojczyznę.
Furaha: Nie rozumiesz! Jesteś dla mnie jak brat ,którego zresztą kiedyś straciłem!
-Ale Furaha ...spokojnie.
Furaha: Możesz być przynajmniej raz cicho!
-Nie nie mogę! 
Furaha: Mam Was wszystkich dość! 
-Jak możesz tak mówić! -po kłótni uciekłam z płaczem.
Wimbo: Co w Ciebie wstąpiło!? - Wimbo rzekł do Furahy i pobiegł za mną.
*---*
Wimbo: Mengine! Zatrzymaj się!
Odwróciłam się i popatrzyłam na niego.
Mengine: Co chcesz? -mówiłam przez łzy.
Wimbo: Nie przejmuj się... on po prostu był wściekły. On tak naprawdę nigdy o Tobie tak nie mówił to ...
-Wiem ... ale te słowa bardzo mnie zabolały.
Wimbo: Rozumiem ...wracajmy już do domu.
Jak Wimbo powiedział tak zrobiliśmy. Już wchodziłam do jaskini kiedy zaczął wołać za mną mój mąż:
Autor obrazka: Kokietek Magiczna.
Furaha: Mengine poczekaj! Przepraszam Cię! Ja wcale tak nie myślę! Po prostu byłem wściekły!
-Rozumiem ,że jesteś wściekły. W końcu masz teraz tyle na głowie...
Furaha: Czyli jest już wszystko dobrze?
-Tak. -rzekłam a on mnie przytulił.
No i to koniec kolejnego rozdziału
Mam nadzieję ,że się podobał i szykujcie się już na konkurs.
Do zobaczonka :D

wtorek, 9 lutego 2016

Historia bloga ...

Od czego się zaczęło?
Otóż nie oglądałam Króla Lwa przez 6 lat. Pewnej niedzieli ta wspaniała bajka ,a dokładnie jej druga część leciała na Pulsie. Obejrzałam wtedy tylko końcówkę. Nie wiedziałam o co w tym w ogóle chodzi. Zadawałam sobie pytania : Kto to jest Simba? , Co oni tutaj robią? i inne tego typu. Następnego dnia mieliśmy wycieczkę. Siedziałam w autokarze z Kokietek Magiczną. I wtedy ona zaczęła nawijać o tym ,że wczoraj leciał Król Lew i ,że to najlepsza bajka Disneya itp. Postanowiłam sobie wtedy ,że jak wrócę do domu obejrzę tą kultową animacje. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Jeśli chodzi o szczegóły to płakałam jak głupia na śmierci Mufasy ,a na samej piosence "Krąg Życia" łzy cisnęły mi się do oczu. Następnego dnia zostałam w domu ,bo się rozchorowałam. Obejrzałam wtedy drugą część. Po jakimś czasie zaczęłam poszukiwania ciekawostek o Królu Lwie. I tak natrafiłam na blogi z historiami wymyślonymi przez fanów. Czytałam je w nocnych godzinach (23.00 co z tego ,że jest szkoła xD) aż w końcu pomyślałam : Kurde ...Gosia masz tyle pomysłów załóż i swojego bloga. Jak pomyślałam tak zrobiłam i moje notki utrzymują się w internecie już przez około 2 miesiące.
Przy okazji chciałam podziękować Kokietek Magicznej dzięki ,której obejrzałam ponownie po 6 latach Króla Lwa.
Do zobaczonka ;D
Nalusia
PS.A i szablon jest dodany ze strony : http://szablony-strayheart.deviantart.com/
Muszę tutaj podziękować Kohu ,bo mi ją podlinkowała.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Zamówienie

Ta notka jest zamówieniem Roki Król Lew. Zapraszam do czytania:D
*---*
Na słonecznej sawannie nastał kolejny dzień. Niestety nie był on radosny jak to zresztą zwykle bywało. Mały lew spał przed jamą lwów czekając na polecenia i rozkazy ojca. Tak to był Furaha. Czekał tylko ,aż król (czyli tata) każe mu zejść z oczu. Nie mógł zrobić tego sam ,bo zostałby przez niego pobity ,albo wygnany. 
Ojciec Furahy: Oj ,to znowu ty! Idź już lepiej stąd!
Furaha powolnym krokiem zaczął drogę w stronę swojego ulubionego miejsca. Jednak nie na długo.
Ojciec Furahy: Rusz się! -po tych ostro wypowiedzianych słowach uderzył małego jeszcze lwiaka prosto w pysk.
Pewnie zapytacie się ,gdzie wtedy była jego matka. Żyła ona w takim samym strachu jak syn. Jednak kiedy tylko mogła zakradała się do niego w nocy i starała okazać miłość ,której nigdy nie zaznał. Później wracała nad ranem i zostawała okaleczana przez męża. Króla bali się poddani i rodzina. 
*---*
No cóż Furaha pobiegł w stronę jaskini w ,której lubił się bawić. Niestety sam ,bo król zakazał spędzania czasu z jego synem każdemu lwu. Jeżeli prawo było złamane zostawał on (lew ,lwiątko) oddany na pożarcie hienom. Mały lew siedział w ciemnościach nie pokazując się nikomu. Płakał cicho ,ale chciał być twardy i zachować spokój. Po chwili spojrzał na ten wielki świat. Nawet podleciał do niego pewien motyl. Malec uśmiechnął i popatrzył przez łzy na otoczenie. Zielona trawa nie była już w tak smutnych kolorach jak zawsze. 
Furaha: Ucieknę stąd... i nareszcie będę wolny. 
Lew zaczął drogę w stronę przeciwną od siedziby lwów. Biegł tak przez dłuższy czas aż w końcu zmęczony usnął nad wodą. Już myślał ,że ucieczka się udała ,ale jednak ku rozczarowaniu ... pojawili się poddani jego ojca. Wybudzili go mocnym uderzeniem i zanieśli do siedziby lwów. Biedny mały lwiak musiał wrócić do rzeczywistości.
No i to koniec kolejnej notki :D
Mam nadzieję ,że się podobała.
Nie ma obrazka ,bo nie znalazłam odpowiedniego.
Do zobaczonka :D
Nalusia

czwartek, 4 lutego 2016

Nowa zakładka

Tak więc na moim blogu powstała nowa zakładka pt. Zamówienia gdzie możecie dać mi pomysły na notki specjalnie.
A i tak przy okazji wiele osób mówi ,że mam naprawdę ładny banner :D
Był on robiony przeze mnie i Kokietek Magiczną. Jeżeli chcecie ,abyśmy zrobiły Wam jakiś banner to napiszcie w komach.
Do zobaczonka :D
Nalusia

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 6- Wyprawa do wodopoju.

Od narodzin mojego syna minął tydzień. Byłam bardzo szczęśliwa ,był on moim oczkiem w głowie ,zresztą Furahy także. Jednak dzisiaj nastał wspaniały dzień. Otóż ,gdy lwiątko skończy tydzień ,można je zabrać na dwór. Było to dla mnie niezmiernie ważne wydarzenie. Rano obudził mnie wrzask Urafikiego. Domagał się jedzenia. Dlatego też nakarmiłam go ,a potem umyłam jego białe futerko. Następnie do jaskini przyszedł mój mąż i Wimbo. Zawadi również dzisiaj miała iść na pierwszy spacer. W końcu była starsza od mojego syna tylko o tydzień.
Furaha: Cześć kochanie! Cześć synu!
-Cześć! Jak myślisz gdzie najlepiej zabrać dzieci na pierwszy spacer?
Furaha: Myślę ,że wodopój to świetne miejsce.
Klara: Tak ,to doskonały pomysł.
-No to nie ma na co czekać ruszamy w drogę.
Furaha: Przepraszam kochanie ,ale my dzisiaj z Wimbo mamy dużo do ustalenia.
-No cóż pójdę z Klarą.
Wzięłam w pysk Urafikiego ,a moja przyjaciółka Zawadi. Poszliśmy do wodopoju. Tam jednak spotkaliśmy nieproszonych gości. Była to jakaś czarna lwica i jej najprawdopodobniej mąż.
-Przepraszam ...kim państwo są? -mówiłam spokojnym głosem.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Lwy tylko odwróciły się i pobiegły w przeciwną stronę do Skały Pokoju.
Klara: Nie uważasz ,że to dziwne? Skąd wzięły się tutaj te czarne lwy?
-Tego nie wiem. Ale musimy być ostrożne. Gdy wrócimy zaapeluje stado o niebezpieczeństwie. Może odbędzie się rada starszych. Ale teraz niech nasze maluchy się pobawią.
Małe lwy bawiły się i odkrywały świat. Wąchały czerwone kwiatki i drapały pazurkami o ziemię. Później jeszcze zaczęły walczyć dla zabawy. Ogólnie dzień im minął naprawdę szybko i przyjemnie ,ale w końcu pora była wrócić na Skałę Pokoju. Kiedy tylko tam się zjawiłam zastałam wyczerpanego męża razem z Wimbo dyskutujących jeszcze o sprawach królestwa.
-Możemy porozmawiać? -rzekłam oschle i poważnie.
Furaha: Tak ,o co chodzi?
Oddalając się w stronę polany mówiłam poważnym głosem:
-Dzisiaj przy wodopoju widziałam jakieś lwy.
Furaha: I co przyjęłaś je do stada?
-Nie w tym rzecz. Kiedy tylko zapytałam ich kim są spojrzeli na mnie z nienawiścią i oddalili na wschód.
Furaha: Nie ,tylko nie to.
-Właśnie przecież tam ostatnio powstało Stado Wiatru. Wydaje mi się ,że oni nie mają do nas sojuszniczych stosunków.
Furaha: Też tak myślę. Wiesz mam pomysł.
-Jaki pomysł?
Furaha: Przydałby nam się jakiś szpieg ,który dołączył by do ich stada i dostarczał by nam informację.
-Może to być też jakiś ptak ,który oglądał by to wszystko z góry.
Furaha: Tak ,ptak jest lepszym pomysłem. Ale najpierw musimy znaleźć jakiegoś odpowiedniego. Jutro odbędzie się Rada Starszych. Musimy podjąć odpowiednie działania.
No i to koniec kolejnego rozdziału.
Mam nadzieję ,że Wam się spodobał :D
A i nie ma obrazka ,bo nie znalazłam odpowiedniego.
Do zobaczonka :D


wtorek, 2 lutego 2016

Nowy blog :D

Otóż mam nowego bloga. Opowiada on o historii pewnej lwicy ...a zresztą sami przeczytajcie :D http://zycielwicydamu.blogspot.com/
Oczywiście ten blog będzie nadal prowadzony :D
Do zobaczonka :D
Nalusia

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 5- Dar...

Od przejęcia tronu minął miesiąc. Do naszego stada dołączało coraz więcej lwów. Wimbo i Klara mieli lwiątko. Było naprawdę słodkie ,bawiłam się z nim bardzo często i myślałam sobie: "Jak ja bym chciała mieć takiego malucha". Ich dziecko miało na imię Zawadi. Było naprawdę prze słodkie. Pewnego dnia jak to zazwyczaj bywało wstałam rano. Przeciągnęłam się ,zjadłam trochę zebry upolowanej wczoraj i poszłam do malutkiej Zawadi. 
-Cześć . -powiedziałam spokojnym głosikiem ,a lwiczka zaśmiała się.
Klara: Zobacz Zawadi. Twoja ulubiona ciocia przyszła.
Niebieskooka popatrzyła na mnie swoimi wielkimi ślepiami.
Klara: Chyba pora ją umyć. -rzekła Klara i wzięła Zawadi w łapy.
-Czy mogę zrobić to ja?
Klara: Jak chcesz.
Trzymałam malutką w łapach. Następnie zaczęłam lizać jej brązowe futerko. O dziwo ,ona lubiła kąpiel ,nawet bardzo. Wtedy do jaskini wszedł Furaha wracający z porannego patrolu.
Furaha: Witam ,drogie panie.
-Cześć. -odpowiedziałam.
Furaha: Mengine chciałbym z Tobą porozmawiać. -mówił to poważnym głosem.
Zerwałam się na równe łapy i oddałam lwiczkę Klarze. Szliśmy w stronę baobabu Roho. W sumie nie wiedziałam dlaczego.
-Czemu idziemy akurat w tą stronę? Czyżbyś chciał mnie zabrać do  Roho?-zapytałam.
Furaha: Nie pomyliłaś się.
-Czemu?
Furaha: Ostatnio sporo przytyłaś. Myślę ,że to może być spowodowane...
-Ciążą! -nie dałam dokończyć narzeczonemu.
Furaha: A po drugie... Chciałabyś zostać moją królową?
-Oczywiście!
Furaha: To kiedy weźmiemy ślub?
-Może być nawet tu i teraz. -zaśmiałam się.
Furaha: Ale najpierw pójdziemy do szamanki ,aby Cię przebadała.
-Nie ja nie chcę! Chciałabym ,aby to było dla nas obojga niespodzianką ,o ile to prawda.
Furaha: Jak chcesz...
-Chodźmy lepiej ustalić datę ślubu.
Furaha zgodził się. Gdy już byliśmy w baobabie postanowiliśmy ,że ceremonia odbędzie się jutro. Położyłam się więc spać.  Czekał mnie wspaniały dzień. Było mi tylko szkoda ,że mój ojciec i matka nie mogą tego zobaczyć. Że jestem szczęśliwa. 
*---*
Na sawannie nastał kolejny poranek.  Wstałam bardzo wcześnie. Dzisiejszego dnia nic nie musiałam robić. Inne lwice upolowały zebry i antylopy gnu na nadchodzącą uroczystość. Ja za to spokojnie umyłam futerko i trochę zadbałam o swój wygląd. Widać było ,że Furaha się denerwuje. Chodził w kółko ciężko oddychając. Wtedy zawołała nas Roho:
Roho: Już czas!
Wyszliśmy jednocześnie ,obok siebie z jaskini. Wszystkie lwicy zebrały się na tą uroczystość. Kiedy zjawiliśmy się już na podwyższonej skale Roho zaczęła coś mówić w języku Shuahili:
Roho: Hebu Mufasa na wafalme wengine ni kutuma baraka bibi na bwana harusi . Waache kuwa na furaha na wiernii wake mwisho wa siku zake .
Po chwili zrozumiałam co to znaczy ,zresztą jak i Furaha. Następnie szamanka zapytała nas:
Czy chcecie pozostać złączeni więzem małżeńskim i wpierać się do końca swoich dni. 
-Tak!
Furaha: Tak! 
Następnie przytuliliśmy się. Jednak po chwili nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam powoli upadać na ziemię. Po chwili odzyskał świadomość ,ale nic nie widziałam. Coś mnie rozrywało od środka.  Nagle usłyszałam radosne krzyki:
Furaha: Mam syna! Mam syna! Mengine nic Ci nie jest?!
Zaczęłam widzieć. Popatrzyłam się na moje łapy. Był w nich mały lwiak o białej sierści. Byłam niezmiernie szczęśliwa ,nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Jak go nazwiemy? Mi się podoba imię Urafiki.
Furaha: Tak to piękne imię.
Roho poszła na Skałę Pokoju i pokazała lwiątko wszystkim zwierzętom sawanny.Wszyscy byli bardzo szczęśliwi ,a najbardziej oczywiście ja i mój mąż. W końcu mieliśmy naszego małego następce.
To jest Urafiki.
To jest Zawadi.
No i to koniec kolejnego rozdziału :D
Mam nadzieję ,ze się podobał.
Do zobaczonka
Nalusia