*---*
Na słonecznej sawannie nastał kolejny dzień. Niestety nie był on radosny jak to zresztą zwykle bywało. Mały lew spał przed jamą lwów czekając na polecenia i rozkazy ojca. Tak to był Furaha. Czekał tylko ,aż król (czyli tata) każe mu zejść z oczu. Nie mógł zrobić tego sam ,bo zostałby przez niego pobity ,albo wygnany.
Ojciec Furahy: Oj ,to znowu ty! Idź już lepiej stąd!
Furaha powolnym krokiem zaczął drogę w stronę swojego ulubionego miejsca. Jednak nie na długo.
Ojciec Furahy: Rusz się! -po tych ostro wypowiedzianych słowach uderzył małego jeszcze lwiaka prosto w pysk.
Pewnie zapytacie się ,gdzie wtedy była jego matka. Żyła ona w takim samym strachu jak syn. Jednak kiedy tylko mogła zakradała się do niego w nocy i starała okazać miłość ,której nigdy nie zaznał. Później wracała nad ranem i zostawała okaleczana przez męża. Króla bali się poddani i rodzina.
*---*
No cóż Furaha pobiegł w stronę jaskini w ,której lubił się bawić. Niestety sam ,bo król zakazał spędzania czasu z jego synem każdemu lwu. Jeżeli prawo było złamane zostawał on (lew ,lwiątko) oddany na pożarcie hienom. Mały lew siedział w ciemnościach nie pokazując się nikomu. Płakał cicho ,ale chciał być twardy i zachować spokój. Po chwili spojrzał na ten wielki świat. Nawet podleciał do niego pewien motyl. Malec uśmiechnął i popatrzył przez łzy na otoczenie. Zielona trawa nie była już w tak smutnych kolorach jak zawsze.
Furaha: Ucieknę stąd... i nareszcie będę wolny.
Lew zaczął drogę w stronę przeciwną od siedziby lwów. Biegł tak przez dłuższy czas aż w końcu zmęczony usnął nad wodą. Już myślał ,że ucieczka się udała ,ale jednak ku rozczarowaniu ... pojawili się poddani jego ojca. Wybudzili go mocnym uderzeniem i zanieśli do siedziby lwów. Biedny mały lwiak musiał wrócić do rzeczywistości.
No i to koniec kolejnej notki :D
Mam nadzieję ,że się podobała.
Nie ma obrazka ,bo nie znalazłam odpowiedniego.
Do zobaczonka :D
Nalusia
Ojciec potwór! Też bym uciekła! :(
OdpowiedzUsuńDziękuje,że napisałaś:*Współczuję,że Furaha miał takiego ojca:(
OdpowiedzUsuń