niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 4- Czy znajdziemy swoje miejsce?

Po wspólnie spędzonym czasie wróciliśmy pod naszą akację. Postanowiliśmy ,że wyruszymy jutro rano. Dlatego też położyłam się pod drzewem koło Furaha. Miło tak było się wtulać w jego grzywę. Próbowałam usnąć ,ale to było zbyt trudne. Bałam się jutrzejszego dnia. Co jeżeli nie znajdziemy tego naszego "królestwa" i będziemy zmuszeni wrócić do stada. To byłoby okropne! Chciałam zachować honor i tam się nie pokazywać nawet na sekundę. W każdym bądź razie w końcu udało mi się zasnąć. Myślę ,że spałam ok. 5.00 godz. jednak obudził mnie delikatny głos Furaha:
Furaha: Wstawaj ślicznotko!
-Cześć!- odpowiedziałam po czym przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam.
-Idę coś upolować!
Już miałam biec w stronę polany kiedy Furaha krzyknął:
Furaha: Ale ja już nam załatwiłem śniadanie! -powiedział wskazując na gnu.
-Dziękuję ,kochany jesteś.
Jedliśmy posiłek dzieląc się swoimi przemyśleniami.
-Jak uważasz w którą stronę najlepiej będzie iść najpierw?
Furaha: Myślę ,że na początku pójdziemy na północ ,a jeżeli tam nic nie znajdziemy na zachód.
-Tak ,to dobry pomysł! Jestem już gotowa by wyruszyć.
Furaha: To doskonale kochanie! Idziemy!
Biegliśmy przez obszar pustej sawanny. W sumie mogliśmy zająć pierwszy lepszy kawałek ziemi ,gdyby nie to ,że potrzebowaliśmy odpowiedniej siedziby lwów. Mimo iż starałam się dotrzymać kroku Furahowi nie dawałam rady. Coś mnie strasznie przemęczało ,czułam coś dziwnego w środku.
-Furaha! Zatrzymaj się! Muszę odpocząć!
Lew szybko przystanął na mój znak.
Furaha: Czy coś jest nie tak? Dlaczego tak szybko się męczysz?
-Nie wiem nigdy się tak ze mną nie działo...
Furaha: Mam nadzieję ,ze to nie jest nic poważnego. Odpocznij chwilę ,a później pójdziemy wolnym krokiem.
Jak powiedział tak zrobiliśmy... Wtedy właśnie zauważyłam ,że mój partner ma niesamowite zdolności przywódcze. Cieszyłam się z tego powodu ,bo w końcu skoro miał zostać królem to bardzo by mu to ułatwiło sprawę. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy dalej na północ. Oczywiście powolnym krokiem ,bo mój ukochany nie pozwolił mi biec ,pod pretekstem ,że jeszcze mi się coś stanie. Po chwili ujrzałam piękne tereny. Ziemię pokrywała zielona ,długa i miękka trawa ,a gdzieniegdzie pokazywały się baobaby i akcje o różowych liściach. Nagle usłyszałam szelest liści ,a w tym strachu jęknęłam cicho. Furaha najeżył się i przygotował do ataku. Osłaniał mnie ciałem. Nagle zza trawy wyskoczyła lwica.
Lwica: Wimbo! Znalazłam kogoś! -krzyknęła niebieskooka.
Nagle ujrzałam wychodzącego spod drzewa ciemnego lwa o bursztynowych ślepiach.
Wimbo: Klara! Kim oni są?
Furaha: Pozwolą państwo ,że się przedstawię. Mam na Furaha ,a to moja narzeczona Mengine.
Klara: Ja jestem Klara ,a to jest mój mąż Wimbo.
-Miło mi państwa poznać. Czy możemy sobie mówić na "ty"?
Wimbo: Ależ ,oczywiście! Co Was tu sprowadza?
Furaha: Zamierzamy założyć stado i poszukujemy do tego odpowiedniego miejsca.
Klara: Tak się składa ,że my chcemy do jakiegoś wstąpić i z chęcią dołączylibyśmy do waszego.
Wimbo: Jak wędrowaliśmy przez sawannę widzieliśmy doskonałe miejsce na siedzibę lwów.
-Moglibyście nas tam zaprowadzić?
Klara: Tak...
Furaha: W takim razie wyruszymy jutro o świcie.
Wimbo: Zapomniałbym ,nasza przyjaciółka gdzieś tutaj się kręci. Roho!
Lwica podbiegła do nas. Miała granatową sierść i dziwny znak na czole.
Roho: Cześć! Witam państwa! Jestem Roho.
-Witaj! Ja mam na imię Mengine ,a to mój narzeczony Furaha. Przepraszam ,że pytam ,ale co oznacza Twój znak na czole?
Roho: Aaa ... to? Jestem szamanką ,a to oznacza moje zdolności.
Furaha: Może chciałabyś zostać nią w naszym przyszłym stadzie?
Roho: Tak! Nie należę jeszcze do żadnego!
Furaha: Tak więc przedstawię Wam teraz nasze plany na jutrzejsze dni! Otóż wyruszymy jutro rano o świcie. Mengine ,Klara Wy rankiem upolujecie zwierzynę. Ja i Wimbo przygotujemy plan podróży. A ty Roho przygotuj lecznicze mikstury w razie ,gdyby komuś się coś stało. Czy wszystko jasne?
Wszyscy pokiwali głowami. Jutro czekała ich ciężka praca.
Roho: Furaha ,mam jedno pytanie.
Furaha: Tak?
Roho: Jak my weźmiemy ze sobą te eliksiry?
Fuaha: Możemy je przymocować do twojej opaski na szyi.
Roho: Bardzo dobry pomysł ,nie wpadłabym na to.
Po nadaniu każdemu roli poszliśmy spać. Tylko Furaha i Wimbo nie odpoczywali,bo w końcu musieli ustalić bezpieczną drogę. Wtedy powiedziałam do niego:
-Kochanie jest już późno ,połóż się...
Furaha: Już za chwilę. -odpowiedział mi ziewając.
To jest Wimbo i Klara.
A to jest Roho.
*---*
Następnego dnia wszyscy wstaliśmy bardzo wcześnie. Ja i Klara poszłyśmy na polowanie. Udało nam się zanieść do naszej akacji dwie duże zebry. Ogólnie świetnie dogadywałam się z ta pomarańczową lwicą. Miałam nareszcie przyjaciółkę. 
-Hej! Mamy już śniadanie! -krzyknęłam by zwołać nasze stadko.
Jedliśmy szybko nie odzywając się do siebie ,a kiedy byliśmy najedzeni do syta wreszcie wyruszyliśmy w podróż. Szliśmy i szliśmy ,aż w końcu znaleźliśmy się w pięknym miejscu. Ujrzałam wielką ,szarą skałę. 
Wimbo: To tutaj! Zajmijmy te ziemię.
Pobiegłam razem z Furahą w stronę naszej przyszłej siedziby. Jakie to było szczęście stanąć na tej wielkiej skale i zaryczeć na znak przejęcia władzy. Roho zamieszkała w baobabie o różowych liściach (jedynym takim na naszej ziemi) ,a Wimbo i Klara w jaskini razem z nami. Wtedy Furaha krzyknął:
Furaha: Od dziś ta ziemia nazywa się Ziemią Pokoju!
*---*
No i to koniec kolejnego rozdziału. Mam nadzieję ,że się Wam spodobał :D
Do zobaczonka!
Nalusia



piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 3- Niby dzień jak co dzień.

Po beztroskich zabawach przy wodopoju położyliśmy się spać. Byłam bardzo zmęczona ,więc po chwili usnęłam. Nie wiem ile czasu drzemałam ,ale zaraz obudził mnie głośny oddech Faraha.
-Co się stało? -mówiłam ospałym głosem.
Furaha: Śnił mi się ojciec.
- Skoro śnił Ci się ojciec ...Dlaczego to nie był miły sen?
Furaha: On był tyranem! Nienawidził mnie! Zresztą to on mnie wygnał. -powiedział załamującym się głosem.
Wtedy już nie wiedziałam co powiedzieć. Przysunęłam się do niego ,a on do mnie. Przytuliliśmy się. Myślałam sobie wtedy : "Mengine ,czyżby to był ten jedyny lew?". No cóż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Stwierdziłam ,że coś upoluje ,bo to w końcu ja jestem lwicą i to jest moje zadanie. Spojrzałam na Furaha. Spał jeszcze leniwie rozkładając się na miękkiej trawie. Wyruszyłam więc ,aby poszukać zwierzyny. Tropiłam dzielnie ,bo za wszelką cenę chciałam pokazać lwu ,że umiem polować. Tak chodząc i szukając znajomego mi już zapachu natchnęłam się na samotną ,młodą zebrę. Szłam w jej stronę powolnym krokiem. Chyba wrodziłam się w matkę ,bo ona bardzo dobrze umiała polować. Poruszałam się bez szmeru ,a kiedy byłam już blisko zwierzęcia naskoczyłam na nie i pacnęłam mocno łapą w kark. Później jeszcze chwilę wgryzałam się w jego szyję ,aby upewnić się ,że nie żyje. Następnie zabrałam zwierzynę pod naszą akację.
-Wstawaj śpiochu! -powiedziałam delikatnym i przyjemnym głosikiem.
Furaha przeciągnął się i ziewnął ospale po czym powiedział:
Furaha: O ...widzę ,że coś upolowałaś!
-Tak ,częstuj się...
Lew podszedł do zwierzęcia i zanurzył pysk w jego mięsie. Ja zrobiłam to samo ,bo byłam bardzo głodna.
Furaha: No muszę Ci przyznać ,że świetnie polujesz!
-Dzięki ,sama musiałam się nauczyć. -uśmiechnęłam się.
Furaha: To tym bardziej. Idziemy nad wodospad? -zapytał się mnie.
-Bardzo chętnie! -odpowiedziałam bez namysłu.
Szliśmy kilka minut ,aż w końcu ujrzałam przepiękne miejsce. Było wręcz bajecznie! Woda spływała do małego zbiornika pokrytego liliami wodnymi ,a wokół niego była zielona ,miękka i długa trawa. Ten widok był tak wspaniały ,że aż odjęło mi mowę.
-Jak tu jest pięknie! -krzyknęłam.
Furaha: Starałem się Ciebie zabrać w najpiękniejsze miejsce jakie znam.
-Ah ,tak! -odpowiedziałam.
Furaha: Tak ...
Uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie i spojrzałam w jego bursztynowe ślepia. On również się do mnie uśmiechnął i zaczął nieśmiele mówić:
Furaha: Mengine ,bo wiesz ....znamy się krótko ,ale ... ja zakochałem się w Tobie... i
-Zakochałeś powiadasz? -uśmiechnęłam się okrążając go.
Furaha: Tak ...i chciałem zapytać ... czy nie zostaniesz moją partnerką. -mówił to na jednym wydechu. Był naprawdę zestresowany.
-Tak ,będę Twoją partnerką. -odpowiedziałam szybko.
Co z tego ,że znałam go kilka dni. Byłam w nim zakochana po uszy.
Furaha: Założymy stado!
-I będziemy przyjmować wszystkie lwy ,które były ofiarami złego traktowania.
Furaha: Tak ,to bardzo dobry pomysł! Ale najpierw poszukajmy miejsca na naszą siedzibę.
No i to koniec kolejnego rozdziału :D
Jutro nie wiem czy się pojawi jakaś notka ,bo wyjeżdżam. Ale postaram się ją zrobić :D
Przypominam o konkursie na drugim blogu : http://krollewzyciekolejnychpokolen.blog.pl/2016/01/21/konkurs-d/#comments
Do zobaczonka ;D
Nalusia


środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 2- Nowa znajomość?

Rano ,kiedy się obudziłam był piękny poranek. Żółte słońce unosiło się ponad kontynent Afryki. Wszystko by było piękne ,tylko ,że musiałam coś upolować. Nie byłby to dla mnie problem gdyby nie to ,że kompletnie nie umiałam tego robić. Ale musiałam wyruszyć mimo wszystko. Poszłam na zwiady... zaczęłam tropić. Na szczęście węch mnie nie zwiódł. Po chwili ujrzałam stado antylop gnu. Była tam jedna kulawa młoda zwierzyna. Często obserwowałam jak lwice polują więc robiłam dokładnie to co one. Zaczęłam się skradać w stronę bezbronnej antylopy ... robiłam to doskonale ,zupełnie bez szmeru. Kiedy byłam już od niej niecałe dwa metry dalej skoczyłam na nią i wbiłam w jej grzbiet. Próbowała się bronić ,ale kiedy ją szarpnęłam w kark upadła z hukiem na ziemię. Wtedy usłyszałam szelest trawy. Coś zmierzało w moją stronę ,ale bałam się nawet pomyśleć co to. Po chwili jednak z krzaków wyszedł lew. Czarnogrzywy lew o białej sierści. Wtedy powiedziałam do niego:
- Kim jesteś!?
Lew: Jestem ...wyrzutkiem. Mam na imię Furaha.
- Cześć. Ja mam na imię Mengine i uciekłam z Lwiej Ziemi ...jestem księżniczką tamtych terenów.
Furaha pokłonił się mi. Było to dla mnie dużym zaskoczeniem ,bo nigdy nikt tak wobec mnie się nie zachowywał.
- Przestań!
Furaha: Dobrze... skoro tego nie lubisz. Dlaczego uciekłaś ze swej ziemi?
- Tam nikt mnie nie szanował. Czasami chcieli mnie nawet zabić ,a to wszystko z powodu koloru mojej sierści. Może chcesz zjeść razem ze mną? - wskazałam na antylopę.
Furaha: Tak... Ale powiem Ci ,że według mnie twoja sierść jest ładna i rzadko spotykana. I ogólnie jesteś naprawdę piękną lwicą.
Wtedy nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się szczerze. To był pierwszy komplement jaki w życiu usłyszałam. Później chwilę trwała dosyć niezręczna cisza. Furaha więc ,aby to przerwać zanurzył pysk w świeżym mięsie antylopy. Po chwili uniósł łeb uśmiechnął się do mnie i powiedział:
Furaha: Nie jesz?
Ja wtedy zaczęłam się śmiać do ros puchu wyglądał bardzo śmiesznie ...jak wampir. Miał na pysku krew.
Fuhara: O co chodzi?! -powiedział po czym poszedł się przejrzeć w tafli wody. Wtedy ja zakradłam się od tyłu i wrzuciłam go ukradkiem śmiejąc się. Przez chwilę było widać bąbelki powietrza wynurzające się z wody na powierzchnię ale po chwili nie było po nich śladu. Zaczęłam się martwić i zaczęłam zerkać w wodę. Gdy się bardziej wychyliłam on wynurzył się ,złapał mnie za kark i wrzucił do wodopoju. Potem zaczęliśmy się ochlapywać. Czułam ,że to początek doskonałej znajomości.
No tak więc to koniec kolejnego rozdziału :D
Mam nadzieję ,że się podobał.
Do zobaczenia.
Nalusia ;)

  

Rozdział 1-Poznajcie mnie

Cześć! Mam na imię Mengine. Jestem nastoletnią lwicą ...niestety nieszczęśliwą. Jakie mam ku temu powody? Otóż wszyscy śmieją się ze mnie. Może przez moje imię? Albo wygląd? Jestem lwicą o fioletowej sierści i niebieskich oczach. Rozumiecie moja sierść jest fioletowa! Jakby jeszcze tego było mało moje imię ma znaczenie -inny. Jestem jedyną lwicą w stadzie która wygląda jak jakiś wyrzutek. No cóż ,chyba pora się z tym pogodzić w końcu i tak wszyscy kiedy mnie spotkają poniewierają mną i ze mnie żartują. Ale i tak najgorzej było dzisiaj rano. Otóż zaprosił mnie na spacer pewien samiec. Wydawał się być miły i zresztą podobał mi się. Rozmawialiśmy razem i było całkiem przyjemnie... Ale on wszystko popsuł! Przechodziliśmy koło bagien. Wtedy z dwóch stron nadeszli jego "koledzy". Wrzucili mnie w to ohydne błoto i podtapiali. To było okropne! O mało co nie doprowadzili do mojej śmierci. No cóż jak to zwykle bywa uciekłam z płaczem z miejsca zdarzenia. Takich sytuacji było więcej ,ale wole o nich nie mówić. Gdy już weszłam na Lwią Skałę ,bo tu mieszkam przywitali mnie rodzice. To są jedyne lwy w stadzie ,które mnie szanują. Wtedy powiedziałam:
Mengine: Mamo! Ja już nie chcę tak żyć! Odejdę z tond i nie będę nikomu sprawiać kłopotu!
Wema: O czym ty mówisz! Masz nas ,rozumiesz nie pogodziłabym się z utratą córki!
Mengine: Dobrze już ...dobrze!
Nie mówiłam tego szczerze ,to było zwykłe uspokajanie matki. W każdym bądź razie po tych słowach przytuliłam matkę i ojca (Akiliego) i położyliśmy się spać. Tak naprawdę ,to nie do końca ,ja tylko udawałam. Gdy wszyscy spali już głębokim snem wymknęłam się z jaskinii. Biegłam w świetle księżyca przed siebie ,byle gdzie tylko ,aby uciec. I w ten sposób znalazłam się tutaj. Pod dużą akacją wśród wysokich traw. Jestem teraz szczęśliwa ,bo nareszcie nikt nie będzie się nade mną znęcał ... chociaż z jednej strony żal mi rodziców ,bo pewnie załamią się strata swojej jedynej córki.



Cześć! 
Postanowiłam założyć jeszcze jedną stronę ,bo mam wiele pomysłów na opowiadania :D
Mam nadzieję ,że rozdział się podobał ,a i tak na koniec dodałam zdjęcie głównej bohaterki.

Do zobaczenia :D