-Co się stało? -mówiłam ospałym głosem.
Furaha: Śnił mi się ojciec.
- Skoro śnił Ci się ojciec ...Dlaczego to nie był miły sen?
Furaha: On był tyranem! Nienawidził mnie! Zresztą to on mnie wygnał. -powiedział załamującym się głosem.
Wtedy już nie wiedziałam co powiedzieć. Przysunęłam się do niego ,a on do mnie. Przytuliliśmy się. Myślałam sobie wtedy : "Mengine ,czyżby to był ten jedyny lew?". No cóż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Stwierdziłam ,że coś upoluje ,bo to w końcu ja jestem lwicą i to jest moje zadanie. Spojrzałam na Furaha. Spał jeszcze leniwie rozkładając się na miękkiej trawie. Wyruszyłam więc ,aby poszukać zwierzyny. Tropiłam dzielnie ,bo za wszelką cenę chciałam pokazać lwu ,że umiem polować. Tak chodząc i szukając znajomego mi już zapachu natchnęłam się na samotną ,młodą zebrę. Szłam w jej stronę powolnym krokiem. Chyba wrodziłam się w matkę ,bo ona bardzo dobrze umiała polować. Poruszałam się bez szmeru ,a kiedy byłam już blisko zwierzęcia naskoczyłam na nie i pacnęłam mocno łapą w kark. Później jeszcze chwilę wgryzałam się w jego szyję ,aby upewnić się ,że nie żyje. Następnie zabrałam zwierzynę pod naszą akację.
-Wstawaj śpiochu! -powiedziałam delikatnym i przyjemnym głosikiem.
Furaha przeciągnął się i ziewnął ospale po czym powiedział:
Furaha: O ...widzę ,że coś upolowałaś!
-Tak ,częstuj się...
Lew podszedł do zwierzęcia i zanurzył pysk w jego mięsie. Ja zrobiłam to samo ,bo byłam bardzo głodna.
Furaha: No muszę Ci przyznać ,że świetnie polujesz!
-Dzięki ,sama musiałam się nauczyć. -uśmiechnęłam się.
Furaha: To tym bardziej. Idziemy nad wodospad? -zapytał się mnie.
-Bardzo chętnie! -odpowiedziałam bez namysłu.
Szliśmy kilka minut ,aż w końcu ujrzałam przepiękne miejsce. Było wręcz bajecznie! Woda spływała do małego zbiornika pokrytego liliami wodnymi ,a wokół niego była zielona ,miękka i długa trawa. Ten widok był tak wspaniały ,że aż odjęło mi mowę.
-Jak tu jest pięknie! -krzyknęłam.
Furaha: Starałem się Ciebie zabrać w najpiękniejsze miejsce jakie znam.
-Ah ,tak! -odpowiedziałam.
Furaha: Tak ...
Uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie i spojrzałam w jego bursztynowe ślepia. On również się do mnie uśmiechnął i zaczął nieśmiele mówić:
Furaha: Mengine ,bo wiesz ....znamy się krótko ,ale ... ja zakochałem się w Tobie... i
-Zakochałeś powiadasz? -uśmiechnęłam się okrążając go.
Furaha: Tak ...i chciałem zapytać ... czy nie zostaniesz moją partnerką. -mówił to na jednym wydechu. Był naprawdę zestresowany.
-Tak ,będę Twoją partnerką. -odpowiedziałam szybko.
Co z tego ,że znałam go kilka dni. Byłam w nim zakochana po uszy.
Furaha: Założymy stado!
-I będziemy przyjmować wszystkie lwy ,które były ofiarami złego traktowania.
Furaha: Tak ,to bardzo dobry pomysł! Ale najpierw poszukajmy miejsca na naszą siedzibę.
No i to koniec kolejnego rozdziału :D
Jutro nie wiem czy się pojawi jakaś notka ,bo wyjeżdżam. Ale postaram się ją zrobić :D
Przypominam o konkursie na drugim blogu : http://krollewzyciekolejnychpokolen.blog.pl/2016/01/21/konkurs-d/#comments
Do zobaczonka ;D
Nalusia
Słodka para.
OdpowiedzUsuńJaka fajna nocia!!! Bardzo przyjemnie się ją czytało! Mengine i Furaha są tazem! Ale się cieszę!!! Mam nadzieję, że uda im się założyć stado.
OdpowiedzUsuńPost przeczytałam szybko, a czytało się go przyjemnie nie powiem. Zaniepokoiłam się że po tak krótki czasem są już parą, ale to ich sprawa :3 Ważne że Mengine jest szczęśliwa! A pomysł z tym stadem to świetny!
OdpowiedzUsuńZaczęłam się zastanawiać dlaczego Mengine jest... fioletowa. Może celowo obdarzyła ją tego rodzaju odmiennością, a może ma to związek z jej przodkami.
Ach, no i muszę o tym napisać. Wygląd bloga składa się z koloru białego i przeróżnych odcieni fioletowego. Co niezwykle mi się podoba i oddaję w tym to kim jest Mengine. A nawet sam Faruha jest biały :)
OdpowiedzUsuń*czasie
*to= jest
Ech -_-