-Cześć . -powiedziałam spokojnym głosikiem ,a lwiczka zaśmiała się.
Klara: Zobacz Zawadi. Twoja ulubiona ciocia przyszła.
Niebieskooka popatrzyła na mnie swoimi wielkimi ślepiami.
Klara: Chyba pora ją umyć. -rzekła Klara i wzięła Zawadi w łapy.
-Czy mogę zrobić to ja?
Klara: Jak chcesz.
Trzymałam malutką w łapach. Następnie zaczęłam lizać jej brązowe futerko. O dziwo ,ona lubiła kąpiel ,nawet bardzo. Wtedy do jaskini wszedł Furaha wracający z porannego patrolu.
Furaha: Witam ,drogie panie.
-Cześć. -odpowiedziałam.
Furaha: Mengine chciałbym z Tobą porozmawiać. -mówił to poważnym głosem.
Zerwałam się na równe łapy i oddałam lwiczkę Klarze. Szliśmy w stronę baobabu Roho. W sumie nie wiedziałam dlaczego.
-Czemu idziemy akurat w tą stronę? Czyżbyś chciał mnie zabrać do Roho?-zapytałam.
Furaha: Nie pomyliłaś się.
-Czemu?
Furaha: Ostatnio sporo przytyłaś. Myślę ,że to może być spowodowane...
-Ciążą! -nie dałam dokończyć narzeczonemu.
Furaha: A po drugie... Chciałabyś zostać moją królową?
-Oczywiście!
Furaha: To kiedy weźmiemy ślub?
-Może być nawet tu i teraz. -zaśmiałam się.
Furaha: Ale najpierw pójdziemy do szamanki ,aby Cię przebadała.
-Nie ja nie chcę! Chciałabym ,aby to było dla nas obojga niespodzianką ,o ile to prawda.
Furaha: Jak chcesz...
-Chodźmy lepiej ustalić datę ślubu.
Furaha zgodził się. Gdy już byliśmy w baobabie postanowiliśmy ,że ceremonia odbędzie się jutro. Położyłam się więc spać. Czekał mnie wspaniały dzień. Było mi tylko szkoda ,że mój ojciec i matka nie mogą tego zobaczyć. Że jestem szczęśliwa.
*---*
Na sawannie nastał kolejny poranek. Wstałam bardzo wcześnie. Dzisiejszego dnia nic nie musiałam robić. Inne lwice upolowały zebry i antylopy gnu na nadchodzącą uroczystość. Ja za to spokojnie umyłam futerko i trochę zadbałam o swój wygląd. Widać było ,że Furaha się denerwuje. Chodził w kółko ciężko oddychając. Wtedy zawołała nas Roho:
Roho: Już czas!
Wyszliśmy jednocześnie ,obok siebie z jaskini. Wszystkie lwicy zebrały się na tą uroczystość. Kiedy zjawiliśmy się już na podwyższonej skale Roho zaczęła coś mówić w języku Shuahili:
Roho: Hebu Mufasa na wafalme wengine ni kutuma baraka bibi na bwana harusi . Waache kuwa na furaha na wiernii wake mwisho wa siku zake .
Po chwili zrozumiałam co to znaczy ,zresztą jak i Furaha. Następnie szamanka zapytała nas:
Czy chcecie pozostać złączeni więzem małżeńskim i wpierać się do końca swoich dni.
-Tak!
Furaha: Tak!
Następnie przytuliliśmy się. Jednak po chwili nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam powoli upadać na ziemię. Po chwili odzyskał świadomość ,ale nic nie widziałam. Coś mnie rozrywało od środka. Nagle usłyszałam radosne krzyki:
Furaha: Mam syna! Mam syna! Mengine nic Ci nie jest?!
Zaczęłam widzieć. Popatrzyłam się na moje łapy. Był w nich mały lwiak o białej sierści. Byłam niezmiernie szczęśliwa ,nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Jak go nazwiemy? Mi się podoba imię Urafiki.
Furaha: Tak to piękne imię.
Roho poszła na Skałę Pokoju i pokazała lwiątko wszystkim zwierzętom sawanny.Wszyscy byli bardzo szczęśliwi ,a najbardziej oczywiście ja i mój mąż. W końcu mieliśmy naszego małego następce.
To jest Urafiki.
To jest Zawadi.
No i to koniec kolejnego rozdziału :D
Mam nadzieję ,ze się podobał.
Do zobaczonka
Nalusia
Fajny łamaniec językowy tej Roho xD czytałam na głos.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na bloga :) Serio, nigdy nie spotkała niczego podobnego w tematyce TLK.
OdpowiedzUsuńDzięki za tak pozytywny komentarz :D
OdpowiedzUsuńBardzo super nocia:). Urafiki i Zawadi są tacy uroczy!!!!! Przy okazji fajny banner :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa nocia widać,że masz na tego bloga pełno pomysłów:)Lwiątka są prześliczne:*Bardzo ładny banner bloga:)
OdpowiedzUsuńCieszę się że Mengine i Faruha mają potomka. Czekałam na ten moment. Ale radzę się tak nie rozpędzać ;) Fajny post.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.