Nastąpił kolejny dzień. Urafiki obudził dziecięcy głosik jego małego towarzysza.
-Tato, wstawaj! -wykrzyknął i pociągnął fioletowo-grzywego za ucho. Lew mimo wczorajszego pytania o to czy może zostać jego ojcem był zdziwiony. Nigdy nie myślał , że lwiątko , które zna tylko jeden dzień da radę go tak bardzo polubić. No cóż mimo niechęci wstał przyciągając się i ziewając.
-Tato , czy dzisiaj wracamy na twoją ziemię?
-Nie do końca.
-To gdzie pójdziemy? -zapytał zniecierpliwiony lwiak.
-Chciałbym kogoś znaleźć.
-Kogo?
-Pewną lwicę...
-Tato ...
-Co?
-Zakochałeś się?
-Ale ty jesteś bystry. -Urafiki odpowiedział na pytanie Kicheko.
-Tato, wstawaj! -wykrzyknął i pociągnął fioletowo-grzywego za ucho. Lew mimo wczorajszego pytania o to czy może zostać jego ojcem był zdziwiony. Nigdy nie myślał , że lwiątko , które zna tylko jeden dzień da radę go tak bardzo polubić. No cóż mimo niechęci wstał przyciągając się i ziewając.
-Tato , czy dzisiaj wracamy na twoją ziemię?
-Nie do końca.
-To gdzie pójdziemy? -zapytał zniecierpliwiony lwiak.
-Chciałbym kogoś znaleźć.
-Kogo?
-Pewną lwicę...
-Tato ...
-Co?
-Zakochałeś się?
-Ale ty jesteś bystry. -Urafiki odpowiedział na pytanie Kicheko.
-Spokojnie ... pomogę Ci.
-Niby jak?
-Pójdę tam z tobą i zrobię słodkie oczka i się zgodzi.
-Heh he ...To nie takie proste. -zaśmiał się Urafiki.
-Acha ....
-Posłuchaj ... pójdę coś upolować a ty tu zostań.
-A co później?
-Później wyruszymy w stronę Dżungli.
-No dobrze.-odpowiedział Kicheko i położył się na miękkiej trawie. W tym czasie Urafiki poszedł na polowanie. Rozmyślał nad losem Kichokiego. Uważał go za bystrego malca. Był też pod wrażeniem ,że tak szybko zrozumiał o co mu chodzi.
-"Nadawałby się na króla" -pomyślał i wbił pazury w niezbyt dużą antylopę gnu.
-"Szkoda ,że nie ma takiej szansy" -dalej rozmyślał.
Po chwili mięso zostało spałaszowane przez oba lwy ,a po ukończonym posiłku poszli dalej na południe. Było tam całkiem dużo górzystych terenów i wysokich gęstych traw. To oznaczało tylko jedno -Dżungla jest już blisko. Wędrówkę umilał im lekki podmuch wiatru rozwiewający ich sierść. Gdyby nie on to pewnie już by leżeli gdzieś w cieniu i odpoczywali. Na szczęście jednak nic nie utrudniało im drogi.
Po jakiś trzech godzinach lwy znalazły się w tym upragnionym ,zielonym miejscu zwanym Dżunglą. Urafiki wbiegł pomiędzy spiętrzające się krzewy i wysokie ,sięgające do nieba drzewa.
-Zawadi! Jesteś tutaj! -krzyknął - Zawadi! -dalej nawoływał.
W tym samym czasie:
-Zawadi!
-"Kto mnie może wołać... nie ,muszę się gdzieś ukryć." -myślała lwica o brązowej jak mleczna czekolada sierści. Po chwili jednak usłyszała dźwięk zmierzających ku jej osobie łap.
-Szlag! Nakryją mnie ... -szepnęła do siebie i skoczyła za pobliski krzak. Widziała teraz przemierzającą sylwetkę. Nie wiedząc co zrobić naskoczyła na samca.
-Ej ,spokojnie! Nie zrobię Ci krzywdy! -krzyknął.
-Urafiki? ... -zapytała lwica z niedowierzaniem.
-Zawadi? ... To naprawdę ty? -pytał nie dowierzając.
-Tak ... -odpowiedziała niepewnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
-A ja nie!
-O co chodzi? -zapytał Urafiki ze smutkiem w głosie.
-Idź stąd! -rzekła lwica ocierając łzy.
-No ,cóż jak widać nie potrzebnie przebyłem mnóstwo kilometrów. Kicheko ... wracamy.
-Jak to wracamy? -zapytał malec.
-Kicheko ... -rozmyśliła się lwica.
-O co chodzi? -Urafiki zapytał zrezygnowanym głosem.
-Przenocujcie tutaj ,a wszystko Ci wyjaśnię!
-Nagle chcesz ,abym został ,tak?!
-Proszę ,zostań! -nagle zaczęła nalegać.
-Dobra. -odpowiedział i poszedł nad wodospad.
-"O co jej chodzi! Najpierw mnie nie chce widzieć! Później nalega żebym został! Ja chyba nigdy nie zrozumiem tych lwic!" -rozmyślał. Nagle usłyszał za sobą tupot małych łapek.
-O co chodzi Kicheko ... -zapytał starszy lew.
-Miałem zły sen ... -odpowiedział i przytulił się do łapy Urafikiego. Lew zaskoczony tym co zrobił malec już miał odejść ,ale po chwili coś go tchnęło.
-Wiesz Kich ... czasami naszą psychikę coś dręczy ,ale to się nie dzieje naprawdę.
Całemu zdarzeniu przyglądała się Zawadi.
-"Byłby dobrym ojcem." -pomyślała i po tym jak tylko brązowo-grzywy zasnął podeszła do Urafikiego.
-No to czemu tak nalegałaś żebym został? -zapytał szeptem ,aby nie obudzić Kicheko.
-Chodzi właśnie o tego szkraba.
-Ach ...tak ....
-Jakim cudem on się u Ciebie znalazł.
-Jego rodzice zostali zabici.
-Co?
-A czemu ,tak o niego pytasz? -kontynuował zaciekawiony Urafiki.
-Bo o ile się nie mylę on jest ...
-On jest?
-Naszym synem! -wykrztusiła z siebie lwica.
-Co?! -zapytał zdziwiony tym faktem lew. -Ale jak to? Dlaczego ty się nim nie zajmowałaś?!
-Bo chciałam by miał i ojca i matkę!
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś!? -dalej pytał Urafiki.
-Bałam się!
-Nie ... to nie jest prawda! Dlaczego go tam oddałaś!?
-Myślałam ,że masz kogoś!
-Ja ... mam kogoś!? Ja męczę się ze swoimi myślami od roku! Myślałem cały ten okrągły rok : Co robisz?! Czy jesteś bezpieczna?! Czy nadal żyjesz! Nie wiesz co czuję! -wyżalał się Urafiki krzycząc.
-To wszystko co miałam Ci do powiedzenia! Teraz jak chcesz to możesz odejść! -przerwała lwica i zaczęła płakać.
-Ja odejść!? Teraz kiedy dowiaduję się ,że mam z tobą syna! Nie mogę tego tak zostawić!
-Co masz na myśli!? -krzyknęła lwica.
Urafiki tylko odpowiedział po cichu:
-Przejdziemy przez to razem... - i przytulił Zawadi do siebie.
Niezbyt mi wyszła ,ale mam nadzieję ,że przynajmniej Wam się spodoba :D
Do zobaczonka
Nalusia
-Niby jak?
-Pójdę tam z tobą i zrobię słodkie oczka i się zgodzi.
-Heh he ...To nie takie proste. -zaśmiał się Urafiki.
-Acha ....
-Posłuchaj ... pójdę coś upolować a ty tu zostań.
-A co później?
-Później wyruszymy w stronę Dżungli.
-No dobrze.-odpowiedział Kicheko i położył się na miękkiej trawie. W tym czasie Urafiki poszedł na polowanie. Rozmyślał nad losem Kichokiego. Uważał go za bystrego malca. Był też pod wrażeniem ,że tak szybko zrozumiał o co mu chodzi.
-"Nadawałby się na króla" -pomyślał i wbił pazury w niezbyt dużą antylopę gnu.
-"Szkoda ,że nie ma takiej szansy" -dalej rozmyślał.
Po chwili mięso zostało spałaszowane przez oba lwy ,a po ukończonym posiłku poszli dalej na południe. Było tam całkiem dużo górzystych terenów i wysokich gęstych traw. To oznaczało tylko jedno -Dżungla jest już blisko. Wędrówkę umilał im lekki podmuch wiatru rozwiewający ich sierść. Gdyby nie on to pewnie już by leżeli gdzieś w cieniu i odpoczywali. Na szczęście jednak nic nie utrudniało im drogi.
Po jakiś trzech godzinach lwy znalazły się w tym upragnionym ,zielonym miejscu zwanym Dżunglą. Urafiki wbiegł pomiędzy spiętrzające się krzewy i wysokie ,sięgające do nieba drzewa.
-Zawadi! Jesteś tutaj! -krzyknął - Zawadi! -dalej nawoływał.
W tym samym czasie:
-Zawadi!
-"Kto mnie może wołać... nie ,muszę się gdzieś ukryć." -myślała lwica o brązowej jak mleczna czekolada sierści. Po chwili jednak usłyszała dźwięk zmierzających ku jej osobie łap.
-Szlag! Nakryją mnie ... -szepnęła do siebie i skoczyła za pobliski krzak. Widziała teraz przemierzającą sylwetkę. Nie wiedząc co zrobić naskoczyła na samca.
-Ej ,spokojnie! Nie zrobię Ci krzywdy! -krzyknął.
-Urafiki? ... -zapytała lwica z niedowierzaniem.
-Zawadi? ... To naprawdę ty? -pytał nie dowierzając.
-Tak ... -odpowiedziała niepewnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
-A ja nie!
-O co chodzi? -zapytał Urafiki ze smutkiem w głosie.
-Idź stąd! -rzekła lwica ocierając łzy.
-No ,cóż jak widać nie potrzebnie przebyłem mnóstwo kilometrów. Kicheko ... wracamy.
-Jak to wracamy? -zapytał malec.
-Kicheko ... -rozmyśliła się lwica.
-O co chodzi? -Urafiki zapytał zrezygnowanym głosem.
-Przenocujcie tutaj ,a wszystko Ci wyjaśnię!
-Nagle chcesz ,abym został ,tak?!
-Proszę ,zostań! -nagle zaczęła nalegać.
-Dobra. -odpowiedział i poszedł nad wodospad.
-"O co jej chodzi! Najpierw mnie nie chce widzieć! Później nalega żebym został! Ja chyba nigdy nie zrozumiem tych lwic!" -rozmyślał. Nagle usłyszał za sobą tupot małych łapek.
-O co chodzi Kicheko ... -zapytał starszy lew.
-Miałem zły sen ... -odpowiedział i przytulił się do łapy Urafikiego. Lew zaskoczony tym co zrobił malec już miał odejść ,ale po chwili coś go tchnęło.
-Wiesz Kich ... czasami naszą psychikę coś dręczy ,ale to się nie dzieje naprawdę.
Całemu zdarzeniu przyglądała się Zawadi.
-"Byłby dobrym ojcem." -pomyślała i po tym jak tylko brązowo-grzywy zasnął podeszła do Urafikiego.
-No to czemu tak nalegałaś żebym został? -zapytał szeptem ,aby nie obudzić Kicheko.
-Chodzi właśnie o tego szkraba.
-Ach ...tak ....
-Jakim cudem on się u Ciebie znalazł.
-Jego rodzice zostali zabici.
-Co?
-A czemu ,tak o niego pytasz? -kontynuował zaciekawiony Urafiki.
-Bo o ile się nie mylę on jest ...
-On jest?
-Naszym synem! -wykrztusiła z siebie lwica.
-Co?! -zapytał zdziwiony tym faktem lew. -Ale jak to? Dlaczego ty się nim nie zajmowałaś?!
-Bo chciałam by miał i ojca i matkę!
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś!? -dalej pytał Urafiki.
-Bałam się!
-Nie ... to nie jest prawda! Dlaczego go tam oddałaś!?
-Myślałam ,że masz kogoś!
-Ja ... mam kogoś!? Ja męczę się ze swoimi myślami od roku! Myślałem cały ten okrągły rok : Co robisz?! Czy jesteś bezpieczna?! Czy nadal żyjesz! Nie wiesz co czuję! -wyżalał się Urafiki krzycząc.
-To wszystko co miałam Ci do powiedzenia! Teraz jak chcesz to możesz odejść! -przerwała lwica i zaczęła płakać.
-Ja odejść!? Teraz kiedy dowiaduję się ,że mam z tobą syna! Nie mogę tego tak zostawić!
-Co masz na myśli!? -krzyknęła lwica.
Urafiki tylko odpowiedział po cichu:
-Przejdziemy przez to razem... - i przytulił Zawadi do siebie.
Przeróbka by me ;*
No i mamy kolejną notkę.Niezbyt mi wyszła ,ale mam nadzieję ,że przynajmniej Wam się spodoba :D
Do zobaczonka
Nalusia