-"Takie lwy powinny być wygnane!" -pomyślał Urafiki i wyszedł z jaskini.
Usiadł przed krańcem skały i zaczął się przyglądać swojej ojczyźnie.
-Za czasów ojca było tu tak pięknie... -westchnął.
Nie chodziło mu oto ,że to wszystko inaczej wyglądało. Zmiana polegała na tym ,iż relacje stada się odmieniły. Jak kiedyś wszyscy byli zżyci i troszczyli się nawet o dalszego przyjaciela ,tak teraz mieli wszystko głęboko gdzieś. Każda z rodzin martwiła się swoim dobrobytem i szła po trupach do celu. Teraz jeden przyjaciel obgaduje drugiego ,gdy ten się odwróci ,teraz można wygnać członka stada za zagubienie się i zboczenie z drogi ,teraz nic nie jest tak jak dawniej ,teraz każdy ma wszystko w dupie ,teraz ta ziemia nie jest tak świetna jak za dawnych czasów. Myśli piętliły się w głowie Urafikiego ,a tym samym bardziej go denerwowały i zachęcały do działania. Jednak jak miał działać? Nawet jeżeliby miał racje nie znalazłby sojusznika bo "wielki Chaka" wygnałby ich wszystkich lub skazał na śmierć. Tak czy owak to tylko marzenia ,nędzne marzenia. Siedząc tak nadal w głuchej ciszy lew usłyszał kroki. Nie odwrócił się jednak.
-Spadaj chłoptasiu! To miejsce króla! -powiedział Chaka.
-Tak się nie traktuje poddanych!
-Król może robić co chce!
-Bycie królem to nie jest robienie tego co się chce!
-Czyżby?!
-Gdyby tu był mój ojciec! Nie byłbyś teraz królem!
-Ale pogódź się z tym ,że twojego nędznego ojczulka tu nie ma!
-Nie mów tak o nim!
-Bo co mi zrobisz!?
-Wiesz wolałbym nie wiedzieć! Jesteś godzien tylko wygnania!
-Wątpię!
-Co moja siostra w tobie widzi?!
-Wiesz jestem przystojny ...
-Jesteś tylko cholernym ,bezuczuciowym dupkiem!
-Z szacunkiem!
-Pieprz się!
Urafiki zignorował rozkaz Chaki i poszedł w stronę wodopoju. Musiał ochłonąć. O mało co nie rozszarpał tego brązowo-grzywego lwa na strzępy. Zrezygnowany położył się i zaczął wpatrywać w taflę wody. Jego zrezygnowane spojrzenie na nie jednym wywarło by wrażenie ,iż jest kompletną ofiarą losu. Jego iskierki w oczach ,które można było ujrzeć kilka lat temu dawno zniknęły i zastąpiły się pustką ,pustką nie kończącą się nigdy. Każdy myślał ,że nie da się jej przełamać i Urafiki w sumie też. Chciał uchronić siostrę przed niebezpieczeństwami i przed wszelkim złem ,jednak ona nie pozwalała mu na to. Nagle ku swojemu zdziwieniu w rozświetlonej przez światło księżyca tafli wody ukazał się jego ojciec. Patrzył się na niego marszcząc brwi. Przestraszony fioletowo-grzywy lew odskoczył od brzegu jak oparzony.
-Spokojnie synu ,nie bój się. -powiedział łagodnie Furaha.
-Ojcze? -zapytał z niedowierzaniem.
-Posłuchaj Urafiki. Nie możesz dać sobą pomiatać!
-Przecież nie daje.
-Wiem ,ale musisz pokazać mu ,kto jest w tym stadzie samcem ALFA!
-Tato ...
Urafikiemu jednak nikt nie odpowiedział ,bo jego ojciec rozpłynął się jak bańka mydlana. Zdenerwowany lew cisnął łapą o ziemię. Miał dość swojego nędznego życia! Chciał je naprawić! A pierwszą rzeczą ,którą musiał zrobić to znaleźć Zawadi.
No i mamy rozdział 1 :D
Powiem Wam ,że jestem nawet z niego zadowolona.
Powiem Wam ,że jestem nawet z niego zadowolona.
A i wiem ,że Urafiki jest dosyć wulgarny ,ale spokojnie drodzy czytelnicy z czasem to się zmieni ;)
Do zobaczonka
Nalusia :*
Te lwy po prostu gryzą się słowami. #TESTOSTERON
OdpowiedzUsuńŚwietne po prostu świetne:D Naprawdę bardzo ciekawie no i podoba mi się Urafiki nie jest taki święty jak każda dobra postać bo jest właśnie taki wulgarny i nie jest taki idealny.Jako postać bardzo mi się podoba.:*Czekam na next:D
OdpowiedzUsuńPs.To ja Roki tylko mam inny nick:*
UsuńPs 2.Wysłałam już ci informacje na temat szablonu sprawdź pocztę:*