sobota, 12 marca 2016

Rozdział 11 -KONIEC

Zastanowiłam się i jakoś chyba wypada zakończyć tą historie. Dla Was moi czytelnicy :* Przy okazji zapraszam na moje obecne konto google Hermiona Granger link : http://hptoniekoniecopowiesci.blogspot.com/2016/03/rozdzia-i.html#comment-form
A teraz zapraszam na ten ostatni rozdział.
Minęło trochę czasu. W powietrzu unosił się zapach siarki i spalonego drewna. Trwała wojna. Wszystko opanowało smutne kolory ,a świat widziałam bez żadnej głębi. Iskierki radości wygasły z moich oczu. Dzisiaj miał się odbyć atak. Wszystkie lwy były przygotowane. 
*___*
Po kilku godzinach zauważyłam wyłaniające się zza horyzontu czarne sylwetki umięśnionych lwów. Całe nasze stado zaczęło się skradać do nich. Powoli i ostrożnie kontrolując ich każdy ruch. Nagle usłyszałam komendę czarnej lwicy :
-Teraz!
Przygotowaliśmy się do ataku. Każdy starał się zabić przeciwnika. Nagle poczułam ,że coś na mnie naskoczyło. To był jakiś czarny lew. Zadałam mu mocny cios w oko i pobiegłam dalej. Zauważywszy inne lwice kolejno niszczyłam je ciosami i wgryzałam się w nie moimi silnymi zębami zadając im ból. Jednak ja też przy tym nie źle obrywałam. Krew spływała po mojej fioletowej sierści. Nagle usłyszałam kolejną komendę.
-Otoczcie króla!
W mgnieniu oka Furaha został otoczony przez wrogów. Widziałam tylko przez inne lwice ,że pada bez władnie na ziemie zaatakowany przez co najmniej dziesięciu przeciwników
-Nie! -krzyknęłam i rzuciłam się na wrogów ,a wraz ze mną moje towarzyszki.
Po długiej walce nareszcie wygraliśmy. Czarne lwy opuściły naszą ziemię. Ale co to za walka bez straty. Furaha nie żył. Poczułam ,że łzy spływają po moich poszarpanych policzkach.
-Tatusiu! -Hope podbiegła do Furahy. -Nie opuszczaj nas! Proszę! 
Urafiki nic nie powiedział. Przytulił się tylko do mnie i uronił mnóstwo gorzkich łez. Po chwili zostawiłam mojeg synka i podbiegłam do nieżyjącego już męża.
-Nie Furaha! -zapłakałam gorzkimi łzami. -Tylko nie to!
*___*
Po jednym dniu odbył się pogrzeb. Wszyscy zebrali się pod baobabem Roho. Wtedy ja wyszłam ,aby powiedzieć moją mowę pogrzebową.
-Dziękuje wszystkim tu zebranym! Wiemy wszyscy jak ważnym lwem był Furaha! Pamiętam kiedy spotkałam go po raz pierwszy! Uciekałam wtedy z domu ... w którym nie było mi dobrze! Gdzie nikt mnie nie tolerował! I okazało się ,że to on był pierwszą osobą ,która pokazała mi co to jest miłość! Pokazała mi ,że jestem kimś ważnym! I ,że moje życie nie jest bezwartościowe! Kocham go całym serecem! I wiem ,że nigdy nas nie opuści! 
Po mojej długiej przemowie. Ciało mojego męża zostało spalone ,a na niebie pojawiła się kolejna gwiazda. Zapłakałam gorzkimi łzami.
-Nigdy o tobie nie zapomnę! Nigdy Furaha! 
*___*
Od tych przykrych wydarzeń minął miesiąc. Nie chciałam być już królową. Byłam teraz zwykłą lwicą i poddanym Wimbo i Klary ,którym oddałam królestwo. Jestem teraz w miarę szczęśliwa ,chociaż tamte wydarzenia nadal tchwią w moim sercu i nigdy o nich nie zapomnę.
I to koniec mojej opowieści.
Płakałam pisząc ten rozdział ;C
Mam żałobę ...
Do zobaczonka na : http://hptoniekoniecopowiesci.blogspot.com/2016/03/rozdzia-i.html#comment-form

3 komentarze:

  1. Bardzo smutny rozdział o miłości, która mimo śmierci przetrwała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutny rozdział i to strasznie:'( Szkoda,że opuszczasz tego bloga:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Co?!
    Jak tak można? Ja nie toleruję Dead Endów!
    Bardzo smutne i wzruszające. Szkoda, że już koniec. :c

    OdpowiedzUsuń